niedziela, 7 grudnia 2014

Prezentowa lista osobista, część I

Co prawda Mikołajki były wczoraj, ale pewnie jeszcze będziecie szukać prezentów pod choinkę:)
Pomyślałam więc, że stworzę listę wymarzonych prezentów dla każdej osoby zajmującej się rękodziełem:)

1) Nożyce japońskiej firmy KAI, model 7230 / koszt: ok. 230 zł

Miałam w ręku (bardzo stabilne), cięłam materiał (a nawet kilka warstw grubej dzianiny) i z całą odpowiedzialnością mogę powiedzieć, że to najlepsze nożyce jakie krawcowa może sobie wymarzyć:)

2) Druty drewniane na żyłce KnitPro Basix / koszt: 12-38 zł

Co prawda, ja sama nie robię na drutach, ale moja siostra - owszem:) Mówi, że druty są wygodne, dość lekkie,a do tego ładnie wyglądają na zdjęciach;) A skoro przerobiła już na nich dziesiątki kilometrów włóczki, to ja jej wierzę;)

foto: wełenko

3) Kolorowe bawełny Rowan / koszt: 14,50 zł / 25cm x 110cm

Wyrazistość tych kolorów jest nie do opisania! Do tego bawełny są tak przyjemne w dotyku, że nadają się i do patchworku i na ciuchy! Albo do powieszenia na ścianie;)



4) Bobbiny / koszt: ok. 28 zł

Przecież na drutach i szydełku można też robić z... dzianiny! Bobbiny (czyli pocięta w paseczki dzianina) można wykorzystać do robienia dywaników, koszyków albo biżuterii:)


5) Kursy rękodzieła

A jeśli bliska Ci osoba jeszcze nie zajmuje się rękodziełem, ale chciałaby zacząć, to dobrym pomysłem będzie voucher na kurs:)  Może być to kurs kroju, szycia, robienia na drutach, tworzenia ozdób z filcu, albo... no właśnie, macie jakieś pomysły?:) Rękodzieło stało się ostatnio (zaraz po bieganiu;) polskim sportem narodowym, więc bez problemu powinniście znaleźć miejsce gdzie takie kursy się odbywają-nawet w mniejszych miejscowościach


Mam nadzieję, że szybko znajdziecie prezenty dla bliskich i nie stracicie głowy w trakcie przedświątecznego szaleństwa!
A.



wtorek, 18 listopada 2014

Burda vintage, czy warto?

Nie myślcie, że ja próżnuję i nic nie szyję… szyję! I to kilka projektów i prototypów na raz! Dlatego jeszcze nic nie pokazuję;) Ale mogę się z Wami podzielić innymi ciekawostkami…

Nie myślcie, że ja próżnuję i nic nie szyję… szyję! I to kilka projektów i prototypów na raz! Dlatego jeszcze nic nie pokazuję;) Ale mogę się z Wami podzielić innymi ciekawostkami…
Kilka dni temu w kioskach pojawiło się wydanie specjalne, Burda Vintage. Wydanie, na które wiele osób czekało z niecierpliwością (a może powinnam napisać, że wiele osób napaliło się na nie jak szczerbaty na suchary?). Przyznam, że ja też do tej grupy należałam…  Rano, w dzień kiedy gazeta powinna się pojawić w kioskach, pobiegłam natychmiast, żeby ją kupić… i ku mojemu rozczarowaniu-nigdzie jej nie dostałam. A uwierzcie mi, zwiedziłam pół Bemowa. Po powrocie do domu, okazało się, że nie tylko ja miałam problem ze znalezieniem gazety, więc odpuściłam.

Kiedy już jednak trafiła w moje ręce, przecierałam oczy ze zdumienia…
Bo jak to? Biegnę do kiosku z nadzieją, że znajdę w środku piękne oryginalne formy z oryginalnych Burd z lat `50, że będą piękne i pięknie uszyte ubrania, klimatyczne zdjęcia… a tam?

Nieudane stylizacje, silące się na unowocześnienie tego, co powinno pozostać w swoim klimacie. Nieudane formy, przerobione przez Burdę tak, że tracą kwintesencję tego co najlepsze w stylu lat `50. Co według mnie jest największy problemem tego wydania. A na dodatek zdjęcia, które wcale nie oddają atmosfery tamtych lat.

Przecież krój na sukienkę księżniczki znajdę w kilku normalnych wydaniach burdy i nie jest mi do tego potrzebne specjalne wydanie; a połączenie materiałów wcale nie przywodzi na myśl styl Grace Kelly!

Natomiast Mała czarna woła o pomstę do nieba! Rysunek oryginału-przepiękny, klasa, zmysłowa kobieta. Sukienka w wykonaniu Burdy? Dramat! Zgrabna, szczupła modelka została zmasakrowana w okolicy talii i bioder-wygląda bardzo masywnie, a do tego mam wrażenie, że marszczenia zostały zrobione przez naprawdę początkującą krawcową.


Sukienka do tańca… Tutaj Burda na pewno nie przeniosła nas na parkiet lat `50, a raczej na parkiet głębokich lat `80! Boli mnie połączenie tego koloru, z czarnymi kokardami.
A najlepsze zostawiam sobie na koniec… Szeroka spódnica, nazwana „Giną”. Wydaje mi się tak charakterystyczna dla swojej epoki, aż stają mi przed oczami postaci z Mad Men. Kiedy jednak przewracamy kartkę, widzimy piękną blond modelkę… w satynowej szmatce. Wszystko jest tam złe-fatalna, smętnie zwisająca szarfa, zakładki wyglądające, jakby znalazły się tam zupełnie przypadkiem i oczywiście brak halki pod spodem! Halka to podstawa rozkloszowanych sukienek lat `50!

Projekty wyglądają jeszcze smutniej, kiedy obok nich możemy podziwiać zdjęcia Audrey Hepburn, Grace Kelly, Giny Lolobrigidy, czy też pięknych modelek Diora… aż ciężko powstrzymać się od głośnego westchnięcia, pełnego rezygnacji… ech…

No dobrze… żeby jednak nie było, że ja tak tylko krytykuję… Jest kilka plusówJ  Np., dla nałogowego „czytacz”, jest sporo dobrego tekstu, który wprowadza nas w historię tamtych lat. Dior, Balmain, Balenciaga, domy mody, Hollywood, rodziny królewskie i perfekcyjne Panie domu.
Z całego wydania podobają mi się dwie formy-żakiet Rosa, w połączeniu ze srebrnym, połyskującym materiałem i krwisto czerwony żakiet Lola. Obie rzeczy chyba najbardziej zbliżone krojem do swoich oryginałów.

Dobrze byłoby jednak, gdyby Burda nie rezygnowała z takich wydawnictw. Niech ukaże się jeszcze jeden taki numer, ale propozycje form i sesja zdjęciowa, powinny być tak bardzo w klimacie, jak zaprezentowane rysunki…